John Kennedy przeglądał, jak zwykle, poranną prasę. Prezydent był jeszcze w szlafroku i jadł śniadanie, gdy w jego prywatnych apartamentach pojawił się doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego McGeorge Bundy.
– Ale nawypisywali – zawołał Kennedy. – Trzeba skontaktować się z…
– Panie prezydencie – przerwał mu Bundy bez żadnych wstępów – są dowody, że Rosjanie mają na Kubie rakiety.
– Co za dowody? – spytał Kennedy.
– Niepodważalne. Zdjęcia lotnicze.
– Muszę je sam zobaczyć!
Prezydent był zaskoczony i wściekły. Nie spodziewał się podobnie lekkomyślnego i ryzykownego przedsięwzięcia w takim miejscu jak Kuba. Utwierdzali go w tym mniemaniu doradcy z McGeorge’em Bundym na czele. Jeszcze dwa dni wcześniej Bundy – siedząc w waszyngtońskim studiu telewizyjnym – zapewniał miliony widzów: „Wiem, że nie ma w tej chwili dowodów, i myślę, że nie jest obecnie prawdopodobne, aby rządy kubański i radziecki próbowały wspólnie instalować znaczny potencjał ofensywny”.
Filed under: Przebieg wydarzeń |