„Zawsze lepiej poględzić niż iść na wojnę” wyrokuje Michael Dobbs – autor niedawno wydanego dzieła „Za minutę północ”, poświęconego zagrożeniu wojną jądrowej w czasie kryzysu kubańskiego – w kolejnym artykule poszukującym analogii między sytuacją na Kubie a sytuacją w Syrii. I tu, i tam – zauważa Dobbs – prezydent Stanów Zjednoczonych nakreślił „czerwoną linię”, której przekroczenie miało spowodować amerykańską reakcję. W pierwszym przypadku było to rozmieszczenie radzieckich rakiet na Kubie, w drugim – posłużenie się przez reżim Asada bronią chemiczną. Za jednym i za drugim razem do amerykańskiej reakcji zbrojnej jednak nie doszło. Dlaczego?
W obu przypadkach prezydent przeciwstawił się doradcom prącym do konfrontacji wojskowej, by zyskać czas potrzebny do negocjacji.
„Obok poparcia społecznego, czas jest najcenniejszym towarem politycznym”
– wyjaśnia Dobbs. Po pierwsze, umożliwia wyjście z pułapki, w jakie politycy sami się wpędzają wygłaszając trudne do spełnienia zapowiedzi. Po drugie, zapobiega nieporozumieniom i błędom w komunikacji, które mogą spowodować wszczęcie wojny bez głębszego namysłu nad jej konsekwencjami. Po trzecie, dowodzi, że groźba użycia siły jest często bardziej skuteczna niż samo jej użycie.
„Problem ze stosowaniem siły, jak przekonał się o tym George W. Bush w Iraku, polega na tym, że wojna jest nieprzewidywalna. Wiele rzeczy może pójść źle. Lepiej trzymać swój oręż w rezerwie tak długo jak to możliwe – i pozwolić dyplomatom wziąć się do pracy.”
To niewątpliwie jeszcze jedna lekcja, jaką można było wyciągnąć z kryzysu kubańskiego. Lekcja, jaką Barack Obama przerobił.
Filed under: Aktualności | Tagged: Bush, Dobbs, Kennedy, Obama |
Zostaw wiadomość