• Główni uczestnicy

    John F. Kennedy, lat 45,
    trzydziesty piąty prezydent Stanów Zjednoczonych
    Nikita S. Chruszczow, lat 68,
    I sekretarz KC KPZR i premier Związku Radzieckiego

  • W księgarniach:

  • „Zaczniemy wojnę w poniedziałek”

  • Recenzja książki na Historia.org.pl

    "Wiek XX obfitował w konflikty. Mieliśmy do czynienia z dwiema wojnami uznanymi za światowe, wieloma konfliktami na tle religijnym, rasowym, narodowym etc. Dochodziło wówczas do masakr i przypadków ludobójstwa na każdym kontynencie, jednak przed widmem totalnej anihilacji rodzaju ludzkiego świat stanął tylko raz – w trakcie trzynastu październikowych dni 1962 roku. Na temat kryzysu kubańskiego napisano wiele, jednak wciąż odkrywane są kulisy wydarzeń, które miały miejsce 50 lat temu. Wojciech Kostecki, korzystając z bogatych źródeł obu stron konfliktu, przenosi czytelnika w czasie: do Białego Domu, kiedy prezydentem był Kennedy i na Kreml za rządów Chruszczowa."

    Pełny tekst recenzji
  • Audycja radiowa

    „Nie do końca wyjaśnione: Kryzys Kubański”
    (na stronie plik audio do odsłuchania)

    Narada prezydenta Kennedy'ego (pochylony nad stołem) z doradcami [Public domain], via Wikimedia Commons

    Narada prezydenta Kennedy’ego (pochylony nad stołem) z doradcami [Public domain], via Wikimedia Commons

Sobota, 27 października 1962 r.

Tego dnia zarówno siły zbrojne Stanów  Zjednoczonych, jak i Związek Radzieckiego przeprowadziły kolejne próby z bronią jądrową. Obu dokonano w atmosferze, wykorzystując samoloty bombowe, które nie sprawiały tylu problemów w doświadczalnych eksplozjach, co rakiety. Bomba radziecka miała, jak na możliwości tej strony, niewielką moc – zaledwie 260 kiloton; amerykańska – już 800 i nosiła złowieszczy kryptonim „klęska” (Calamity).

Sobota, 27 października 1962 r., godz. 19.45

Po wyjściu Dobrynina Robert Kennedy zamyślił się. Wiedział, że kontakty ambasadora z Moskwą odbywają się za pośrednictwem amerykańskiej kompanii Western Union. Zaszyfrowane depesze odbiera z ambasady pracownik kompanii, przyjeżdżając po nie na rowerze. Czy to najlepsza droga? Prokurator generalny postanowił zatelefonować do Gieorgija Bolszakowa i zaproponować spotkanie.

Rozmowa odbyła się w samochodzie zaparkowanym w pobliżu domu radcy. Wykorzystując ten najtajniejszy kanał łączności, Robert Kennedy jeszcze raz podkreślił, że prezydent „nie zdoła powstrzymać wojskowych w ciągu najbliższej doby, jeśli nie otrzyma pozytywnej odpowiedzi z Moskwy”.

Sobota, 27 października 1962 r., po godz. 19.00

Podczas gdy maszynistka pośpiesznie przepisywała odpowiedź Kennedy’ego dla Chruszczowa, prezydent wraz z bratem i Deanem Ruskiem naradzali się po cichu. John Kennedy, na zewnątrz spokojny, najbardziej pogodny na tle wszystkich swoich doradców, w środku był krańcowo spięty. Jak wcześniej ostrzegał, nie miał najmniejszego zamiaru wszczynać wojny o rakiety w Turcji. Jednocześnie czuł, że machina już ruszyła, że niezwykle trudno będzie ją zatrzymać. Jeśli Rosjanie odrzucą jego list, to na jutrzejszym posiedzeniu nie będzie miał innego wyjścia niż podjęcie decyzji o rozpoczęciu działań wojennych w poniedziałek, najdalej we wtorek. Opinia ExCommu w tej sprawie była niemal jednomyślna.

– Słuchaj – powiedział do swego brata – musisz jeszcze raz porozmawiać z Dobryninem. Przedstaw mu jasno całą sytuację…

Sobota, 27 października 1962 r., po godz. 16.00

– Chciałbym przedstawić zalecenia Komitetu Szefów Sztabów – oświadczył dobitnie generał Taylor. – Mamy bardzo prostą propozycję. Następnym krokiem powinien być nalot bombowy w poniedziałek, a wkrótce potem – inwazja na wyspę.

– Panowie! – zaoponował prezydent. – Trzeba myśleć o wszystkich możliwych konsekwencjach. Załóżmy, że wybieramy nalot albo inwazję. Co się wówczas stanie w Berlinie, w Turcji, w Iranie? Jeśli zaatakujemy Kubę, a Rosjanie zrewanżują się atakiem na Turcję, to czy wtedy rakiety rozmieszczone w Turcji mają być odpalone? Przeciwnie, zaraz wydam rozkaz, żeby usunięto z nich głowice nuklearne. Nie wolno nam teraz dawać żadnego pretekstu Rosjanom! Kluczowym elementem naszej odpowiedzi na listy Chruszczowa musi być żądanie zaprzestania rozbudowy wyrzutni rakietowych na Kubie. Poza tym jeśli nie wspomnimy o Turcji, to Chruszczow napisze kolejny list, że bez uwzględnienia tej sprawy on nie będzie gotów do rozwiązania problemu kubańskiego. W ten sposób stracimy następne 24 godziny, a oni będą kontynuować prace w bazach i doprowadzą do gotowości bojowej następne rakiety. Moim zdaniem, gwarancje dla Kuby w zamian za usunięcie rakiet to jest jakieś rozwiązanie.

– Właśnie – odrzekł Robert Kennedy – ale do tego nie jest potrzebne wiązanie Kuby z jakimkolwiek innym problemem. Może by tak po prostu pominąć ten ostatni list Chruszczowa i wrócić do tego, co napisał w piątek?

– Ja bym też tak zrobił – poparł go Sorensen.

– Jeśli tak – powiedział John Kennedy – to może byście spróbowali napisać tę odpowiedź dla Chruszczowa we dwóch?!

– Panie prezydencie – wycedził generał Taylor – otrzymałem właśnie najnowszy raport o naszym samolocie utraconym nad Kubę. Jego szczątki leżą roztrzaskane na ziemi. Major Anderson zginął. Uważam, że bateria SAM, która jest za to odpowiedzialna, musi jutro zostać zniszczona.

– A więc musimy być przygotowani do szybkiego ataku na Kubę – stwierdził McNamara. – Osobiście sądzę, że to prawie na pewno doprowadzi do inwazji. Nie mówię na pewno, ale prawie na pewno.

– Albo do wojny powszechnej – wtrącił McGeorge Bundy.

– Nie koniec na tym – kontynuował sekretarz obrony – jeśli zostawimy rakiety w Turcji, Związek Sowiecki może zaatakować je, i myślę, że prawdopodobnie tak postąpi. Jeśli Związek Sowiecki zaatakuje rakiety w Turcji, to musimy odpowiedzieć. Nie możemy pozwolić by sowiecki atak na Jupitery w Turcji pozostał bez odpowiedzi NATO. Teraz, minimum odpowiedzi wojskowej NATO to posłużenie się bronią konwencjonalną przeciwko sowieckim okrętom wojennym i bazom marynarki w rejonie Morza Czarnego. Według mnie jest to absolutne minimum i powiedziałbym, że jest to cholernie niebezpieczne – doprowadzić do sowieckiego ataku na Turcję i odpowiedzi NATO wobec Związku Sowieckiego. To jest skrajnie niebezpieczne…

Sobota, 27 października 1962 r., godz. 16.00

Członkowie Komitetu Wykonawczego ponownie zebrali się w Białym Domu, dyskutując zawzięcie.

– Proszę o spokój – odezwał się zmienionym głosem John Kennedy. – Sekretarz obrony ma komunikat.

– Kilka naszych samolotów zwiadowczych wykonujących misję nad Kubą – powiedział powoli Robert McNamara – zostało dziś ostrzelanych. Jeden z nich, pilotowany przez majora Andersona, nie powrócił do bazy. Przypuszczalnie został strącony sowiecką rakiety przeciwlotniczą. – McNamara zaczerpnął tchu: – Wszyscy wiemy, co to oznacza. Cztery dni temu zadecydowaliśmy, że na taki atak odpowiemy odwetem. A więc wojna!

Sobota, 27 października 1962 r., po południu

Eksperci Departamentu Stanu uznali, że wykonali swe zadanie. Drugi projekt odpowiedzi Chruszczowowi był gotów. Dean Rusk poprosił Rogera Hilsmana o dostarczenie tekstu prezydentowi. Znalazłszy się w Białym Domu, Hilsman przekazał dokument Bundy’emu, który przebiegł go oczami i odłożył na bok.

Szef wywiadu Departamentu Stanu był już u wyjścia z gmachu, gdy jeden ze strażników chwycił go za ramię.

– Pilny telefon z pańskiego biura – krzyknął.

Po usłyszeniu nowej wiadomości Hilsman pobladł. Jeden z amerykańskich samolotów U-2, stacjonujących na Alasce, zabłądził w czasie „rutynowego lotu patrolowego” i przeleciał nad radzieckim Półwyspem Czukockim. Z bazy w pobliżu Wyspy Wrangla wystartowały w pościg za intruzem radzieckie samoloty myśliwskie. W tym samym czasie w powietrzu znalazły się również myśliwce amerykańskie, poszukujące zaginionego U-2. O Boże, wyszeptał przerażony Hilsman, taka awantura w chwili, gdy cała armia sowiecka postawiona jest na nogi…

Prezydent Kennedy zareagował na wiadomość z sarkastycznym uśmiechem:

– Zawsze się znajdzie jakiś s…syn, który nie chwyta, o co chodzi.

Sobota, 27 października 1962 r., godz. 10.17

Do gabinetu prezydenta, gdzie obradował Komitet Wykonawczy, dostarczono przygotowany naprędce zapis oświadczenia, nadawanego od rana przez Radio Moskwa.

– Mamy nowy list od Chruszczowa – powiedział zdumiony Kennedy i zaczął głośno czytać:

„Szanowny Panie Prezydencie!

Wysuwam propozycję: zgadzamy się na wywiezienie z Kuby tych środków, które Pan uważa za broń ofensywną. Zgadzamy się na uczynienie tego kroku i na złożenie w ONZ oświadczenia, iż bierzemy na siebie takie zobowiązanie. Pańscy przedstawiciele złożą ze swej strony oświadczenie, że Stany Zjednoczone, biorąc pod uwagę zaniepokojenie i troskę państwa radzieckiego, wywiozą swe analogiczne środki z Turcji.

Wzięliśmy na siebie to zobowiązanie, by spełnić nadzieje narodów Kuby i Turcji oraz umocnić ich ufność w swe bezpieczeństwo, i złożymy w Radzie Bezpieczeństwa oświadczenie, że rząd radziecki składa uroczyste przyrzeczenie, iż będzie respektował nienaruszalność granic i suwerenność Turcji, nie będzie ingerował w jej sprawy wewnętrzne, nie będzie dokonywał inwazji na Turcję, nie udostępni swego terytorium jako bazy wypadowej dla takiej inwazji, a także będzie powstrzymywał tych, którzy by zamierzali dokonać agresji przeciwko Turcji, zarówno z terytorium ZSRR, jak też z terytorium innych państw sąsiadujących z Turcją.

Takie samo oświadczenie złoży w radzie Bezpieczeństwa rząd amerykański w stosunku do Kuby.”

– Ależ to zupełnie inny ton, inne stanowisko! Wczoraj nie było przecież mowy o Turcji – Kennedy potoczył wzrokiem po zebranych. – Wciąż się zastanawiam gdzie my właściwie jesteśmy. Mamy wczorajsze poufne propozycje Chruszczowa i dzisiejsze publiczne oświadczenie. Dlaczego to się tak szybko zmienia?

– Ja bym widział takie wytłumaczenie – odpowiedział Bundy. – Twardogłowi ujawniają swoje żądania, żeby zablokować przyjęcie prywatnej oferty Chruszczowa, opracowanej przez tych, którzy są bardziej skłonni do ustępstw.

– Przypominam sobie, że już ponad rok temu chcieliśmy zabrać Jupitery z Turcji, ponieważ stały się one absolutnie przestarzałe i mają znikomą wartość militarną – oświadczył zdecydowanie Kennedy. – Słuchajcie, jeśli rakiety na Kubie dodają 50 procent do potencjału nuklearnego Rosjan, jak przekonują wojskowi, to ich przehandlowanie za Jupitery ma kolosalne znaczenie. Jaki jest sens ryzykować wojnę na Kubie, a może też w Berlinie, o te niewiele warte rakiety w Turcji? Z politycznego punktu widzenia znajdziemy się w bardzo kiepskiej pozycji, chcąc zaatakować Kubę w celu zachowania bezwartościowych rakiet w Turcji!

Sobota, 27 października 1962 r., ok. godz. 9.40

Na ekranie uruchomionego w poprzednim dniu radaru ulokowanego w pobliżu miejscowości Banes we wschodniej części Kuby, ukazał się amerykański samolot U-2. Kontrolerzy oznaczyli go jako „Cel numer 33”. Wielostopniowy system podporządkowania radzieckich wojskowych komplikował jednak podjęcie dalszych decyzji. A i tak były one bardzo utrudnione obawami przez zbliżającym się atakiem Amerykanów z jednej strony, a nakazami by nie dać się sprowokować – z drugiej. W dodatku dwie kluczowe postaci: głównodowodzący wojsk na Kubie, generał Issa A. Plijew i dowódca pułku, Generał Georgi A. Woronkow, po ciężkiej nocy spędzonej na posterunku udali się do swych kwater na odpoczynek. Na stanowiskach pozostali:  generał-porucznik Stiepan N. Greczko i generał-major Leonid S. Garbuz. Obaj zajmowali stanowiska zastępcy dowódcy sił radzieckich na Kubie; pierwszy – do spraw obrony powietrznej, drugi – do spraw wyszkolenia wojskowego. Obaj generałowie wahali się.

Kolejne próby nawiązania kontaktu z głównodowodzącym nie przynosiły powodzenia. Wreszcie przekonanie generałów, że nie można bezkarnie wypuścić samolotu wroga, który fotografuje tajne fortyfikacje kubańskie i wysunięte stanowiska radzieckich pocisków manewrujących, dopiero co uzbrojonych w taktyczne głowice jądrowe i przygotowanych, by zmieść z powierzchni ziemi bazę Guantanamo, zatriumfowało. Zgodnie z danymi napływającymi ze stacji radarowej, za dwie minuty samolot miał znaleźć się poza radzieckim zasięgiem, gdy do baterii rakiet przeciwlotniczych, dowodzonej przez kapitana N. Antońca, dotarło zakodowane polecenie: „Zniszczyć cel numer 33”. Kapitan Antoniec wydał rozkaz: „Ognia!”

Sobota, 27 października 1962 r., rano

Z bazy sił powietrznych McCoy na Florydzie w swoją szóstą już misję wystartował major Rudolf Anderson Jr – ważna postać w dywizjonie – uważany za pasjonata latania. Zgłosił się do niej na ochotnika. Pierwszy raz poleciał nad Kubę dzień po Richardzie Heyserze . Jego lot dostarczył kolejne zdjęcia budowanych baz radzieckich, w środkowej części wyspy. Tym razem zadanie było znacznie bardziej ryzykowne – poprzedniego wieczora planiści z Dowództwa Sił Strategicznych zażądali sprawdzenia jak rozmieszczone są radzieckie i kubańskie siły w pobliżu Guantanamo. Ponadto, biorąc pod uwagę ewentualność uderzenia lotniczego na Kubę – w pierwszym dniu miałyby się odbyć 3 zmasowane ataki z udziałem ponad 1000 bombowców – zażyczyli sobie przetestowania działania systemów radarowych radzieckiej obrony przeciwlotniczej na wyspie, a to można zrobić tylko w jeden sposób: wlatując w obszar ich zasięgu i prowokując do uaktywnienia się.

%d blogerów lubi to: